sobota, 7 września 2013

"Ranki bym zniszczył"

Poranki są najgorsze, najtrudniejsze. Jeśli przespałam budzik, mam poczucie zmarnowanego dnia. Jest już za późno, nie zdążę nic zrobić. Mogę schować głowę pod kołdrę i już tutaj zostać?
Gdy po ośmiu godzinach słyszę budzik, otwieranie oczu jest ostatnią rzeczą, jakiej chcę. Drzemka, kolejna drzemka i jeszcze następna... Wreszcie się rozbudzę i nie, wcale nie jest lepiej. Naprawdę muszę wstawać? Nie mogę się zakopać pod kołdrą?
Poranki są złe. Nie pomaga to, że Ktoś mnie budzi, chce miło spędzić ze mną dzień (naprawdę nie chcę słyszeć żadnego "nie można tak bezproduktywnie leżeć!", trzeba mnie przytulić). Myśl, że zbliża się wyjazd, na który długo czekałam, też nie nastraja pozytywnie. Wszystko jest takie skomplikowane i niemożliwe do rozwiązania...
Oczywiście, walczę z tym. Walczę ze sobą. Wstaję z trudem, ubieram się, jem śniadanie, przeglądam prasę, potem jest lepiej.
Boję się tej siły przysłaniającej wszelką radość. Teraz z poranków, a póżniej?
Jesień, czy mogę obwinić jesień?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz