Filologia klasyczna? Teatrologia? Filmoznawstwo? Borze, co oni będą po tym robić? Takie nieprzyszłościowe kierunki!
Ja to co innego! Po filologii polskiej jest tyle możliwości (jeśli akurat znajdzie się miejsce): dziennikarzenie, redaktorzenie, bibliotekarstwo, copywriting, (dla wybitnych) twórczość artystyczna, w ostateczności nauczycielstwo. A po takiej filologii klasycznej? W ilu szkołach jeszcze ktokolwiek uczy się łaciny czy greki?
Ja to co innego! Po filologii polskiej jest tyle możliwości (jeśli akurat znajdzie się miejsce): dziennikarzenie, redaktorzenie, bibliotekarstwo, copywriting, (dla wybitnych) twórczość artystyczna, w ostateczności nauczycielstwo. A po takiej filologii klasycznej? W ilu szkołach jeszcze ktokolwiek uczy się łaciny czy greki?
Naprawdę? Jestem świadoma beznadziejności rynku pracy i fatalnej sytuacji polonistów. Nieustający strach, że nie mam szans na nic, czasem nieświadomie zagłuszam poczuciem, że i tak wybrałam lepiej niż "oni". Po moim kierunku jest chociaż kilka (więcej!) teoretycznych dróg, a u nich to już totalna beznadzieja...
Dlaczego zawsze musimy czuć się od kogoś lepsi? Wszyscy będziemy tak samo bezrobotni: po polonistyce, teatrologii, prawie, ochronie środowiska czy matematyce. Tylko jedni spędzą 3-5 lat na studiach, które ich interesują, a inni będą się karmić złudzeniami, że po tej cholernej ekonomii / matematyce / zarządzaniu / prawie na pewno dostaną pracę i będą ustawieni na całe życie. Najlepsza droga to oczywiście ta bez studiów, ze zdobywaniem doświadczenia już od przedszkola. Nic, tylko rzucić się z mostu zaraz po odebraniu dyplomu. No bo cóż innego pozostało? Pośrednia śmierć przez drugie, politechniczne studia? Z nadzieją, że ktoś jednak zechce inżyniera? Tylko po co komu takie życie?
Albo podnoszenie się na duchu myśleniem, że ci po bezpieczeństwie wewnętrznym to mają jeszcze gorzej. No i desperackie główkowanie nad genialnym serwisem internetowym, który zrewolucjonizuje świat i zarobi miliony. Albo chociaż wystarczy na życie i kilkanaście książek rocznie.
Dlaczego zawsze musimy czuć się od kogoś lepsi? Wszyscy będziemy tak samo bezrobotni: po polonistyce, teatrologii, prawie, ochronie środowiska czy matematyce. Tylko jedni spędzą 3-5 lat na studiach, które ich interesują, a inni będą się karmić złudzeniami, że po tej cholernej ekonomii / matematyce / zarządzaniu / prawie na pewno dostaną pracę i będą ustawieni na całe życie. Najlepsza droga to oczywiście ta bez studiów, ze zdobywaniem doświadczenia już od przedszkola. Nic, tylko rzucić się z mostu zaraz po odebraniu dyplomu. No bo cóż innego pozostało? Pośrednia śmierć przez drugie, politechniczne studia? Z nadzieją, że ktoś jednak zechce inżyniera? Tylko po co komu takie życie?
Albo podnoszenie się na duchu myśleniem, że ci po bezpieczeństwie wewnętrznym to mają jeszcze gorzej. No i desperackie główkowanie nad genialnym serwisem internetowym, który zrewolucjonizuje świat i zarobi miliony. Albo chociaż wystarczy na życie i kilkanaście książek rocznie.